czwartek, 1 listopada 2012

Dzierganie z serca...

... to coś co jest dla mnie synonimem pasji robótkowej, olbrzymiej przyjemności tworzenia czegoś co jest całkowicie własnym dziełem. Przerabiasz każde oczko w swoim tempie, a dookoła toczy się życie - oglądasz film, słuchasz muzyki, myślisz o różnych sprawach... Co z tego, że maszyna dziewiarska zrobiłaby podobny szalik 100 razy szybciej, a oczka byłyby idealnie równe. Co z tego, że dzisiaj trzeba robić wszystko na czas.
A jednak w ręczną robotę trzeba włożyć więcej serca i wysiłku... to trud wydziergania każdego oczka oddzielnie, nabieranie swoistego doświadczenia, a w końcu radość z gotowego wyrobu. Oczywiście nie wszystko co się wydzierga jest twarzowe, albo nie do końca wyszło tak jak się chciało, no nie czarujmy się :) Prucie też trochę boli.
Ale jakie to ma znaczenie? Trzeba robić w życiu to co się kocha, bo potem gdy patrzysz na ten swój własnoręcznie wydziergany sweterek to przypominają Ci się wszystkie zdarzenia i emocje, które miały miejsce  podczas tworzenia go. Poza tym bardziej szanujesz coś, co jest dziełem własnych rąk.
Czy da się to poczuć, dziergając maszynowo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz