... dopadła i mnie.
To musiało się tak skończyć. Co rusz na innych blogach natykam się na śliczne, ręcznie dziergane skarpetki, więc prędzej czy później musiało dojść do zarażenia...
Poważne objawy chorobowe pojawiły się w marcu. Akurat skończyłam dziergać sweter i to był dobry moment na wydzierganie jakiś skarpet. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to przypomnienie sobie wzoru sprzed 10 lat, kiedy to nauczyłam się metody dziergania od palców z piętą tworzoną skróconymi rzędami (tutorial metody zamieściłam TUTAJ - klik). Wykonałam wtedy skarpetki z dropsowego Delighta w kolorze głębokich niebieskości - zobacz TUTAJ. Mam te skarpety do dziś i choć sfilcowały się odrobinkę w jakimś praniu, to nadal je lubię nosić w domu, a w marcowe chłodniejsze dni używałam ich też do spania.
Powędrowałam do pudła z zapasami Delighta i wyciągnęłam jeden z zalegających motków w kolorze brązów i beży. Kupiłam je kiedyś przez Internet i w rzeczywistości kolory te okazały się być bardzo stonowane, wręcz smutne, niepasujące do mnie. Nie zwróciłam ich wtedy, więc leżały smętnie w pudle czekając, aż coś z nich wydziergam i teraz nadarzyła się okazja, by wykorzystać z nich choć jeden motek. Odszukałam notatki i na ich podstawie wykonałam bliźniaczą wersję skarpet sprzed lat, zmieniając jedynie sposób tworzenia części palcowej na metodę Judy's Magic Cast On.
Sposób tworzenia skarpet w kierunku "od palców" i z piętą "bumerang" jest zdecydowanie moim ulubionym. Mam wtedy poczucie, że mogę dziergać cholewkę na dowolną długość, co jest szczególnie przydatne, gdy posiada się ograniczoną ilość włóczki.
Sama pięta "bumerang" też może być dziergana na przynajmniej trzy sposoby i moim ulubionym jest ten z podwójnymi zawinięciami, który wzmacnia nieco piętę i zapobiega prześwitom.
Pięta "bumerang" nie współgra niestety z kolorystyką Delighta, przez co w centrum skarpety powstają załamania koloru. Można oczywiście ciąć włóczkę i starać się dopasować odcienie do siebie, ale ja postanowiłam zaakceptować urodę włóczki i dziergać "jak leci".
Po wydzierganiu pierwszej pary postanowiłam wykonać więcej skarpetek, używając do tego kolejnych zalegających motków Delighta, nie przejmując się zbyt mocno ich kolorystyką. Postanowiłam również ulepszyć rozmiar pięty. W sieci są dostępne instruktarze (sama też taki zrobiłam) i filmiki pokazujące tworzenie skarpet bez zwiększania liczby oczek w obwodzie pięty, ale to nie jest jednak dobre rozwiązanie, a przynajmniej nie na moją stopę, ponieważ w tym miejscu oczka rozciągają się na boki. Oznacza to, że lepszym rozwiązaniem jest zastosowanie jakiegoś triku, który umożliwi uzyskanie w tym miejscu dodatkowych oczek.
Idealne rozwiązanie znalazłam na blogu u Bokasi. Kasia wydziergała mnóstwo skarpet z malutkim klinem i rzędami skróconymi. Postanowiłam stworzyć coś podobnego, ale dzierganego od palców. Przemyślałam tę koncepcję, obliczyłam co trzeba i udało mi się uzyskać ideał. W tej wersji zastosowałam dżersej, więc klinu prawie nie widać, ale bystre oko go wypatrzy.
Piąta, ostatnia para została wykonana dżersejem i przekręconym ściągaczem. W tej parze odcięcie kolorów jest najbardziej widoczne, nie podoba mi się, ale nie będę już nic poprawiać.
Wykonanie pięciu par skarpet uszczupliło nieco moje zapasy Delighta i myślę, że przyszła pora na wypróbowanie innych włóczek. Bardzo polubiłam się z tą małą formą, więc spodziewajcie się kolejnych jej odsłon.
Skarpetkoza pełną parą! I to niejedną parą! Pięknie wyglądają Twoje skarpety, a jak znam miękkość Delighta to zapewne są przemiłe w noszeniu.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Rzeczywiście skarpetki te są miłe w noszeniu.
UsuńNo i widzę, że już wpadłaś na dobre w temat skarpetkowy. Ale uprzedzam - na to nie ma szczepionki, posiedzisz w tym długo. Oczywiście nie byłabyś sobą, aby nie wymyślić jakieś novum w tej dziedzinie, no i są twoje klinki .Jednym słowem witaj w krainie "skarpetoholiczek". Moje serce skradła para nr 4. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Honorato. Przyznam się, że mi też najbardziej podoba się czwarta para. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPiękna kolekcja. Nie robiłam jeszcze niczego z Delight'a, ale widzę, że świetnie się prezentuje w skarpetkach. Nie wiem tylko czy włóczka jest wytrzymała i czy można prać ją w pralce.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że w jakimś stopniu zainspirowałaś się moimi skarpetami. Ja robię od góry, Ty dziergałaś od palców - powiedz, jeśli to nie tajemnica, jakim sposobem zamykasz oczka ściągacza, żeby był elastyczny i estetyczny zarazem. Ja miałam z tym problem, dlatego przerzuciłam się na metodę "od góry".
Czekam na koleją skarpetkową odsłonę;-)
Zapomniałam wcześniej jeszcze dopisać, że sklejkowe blokery, owszem, ładnie się się prezentują na zdjęciach, ale są koszmarem w użytkowaniu. Mam to samo doświadczenie związane z haczeniem i za każdym razem kiedy ich używam (bo nie mam innych) mam duszę na ramieniu czy przypadkiem nie zaciągnę nitki i nie uszkodzę gotowej skarpetki.
UsuńMarzę o blokerach z odpowiednio zabezpieczonego metalowego drutu, ale są drogie...
W praniu ręcznym Delight sprawuje się super, ale nie wiem czy zaryzykuję pranie w pralce. Moja mama kiedyś wyprała wspomnianą w poście prototypową wersję pierwszej pary (chyba w 40 st. razem z innymi ubraniami) i skarpetki lekko się sfilcowały. Luźny skręt włóczki sprzyja też mechaceniu.
UsuńŚciągacz zamykałam igłą metodą Tubular Bind Off. Nie wyszło idealnie, bo wciąż uczę się dostosowywać stopień naprężenia włóczki, ale myślę, że to właśnie ta metoda jest najlepsza. Być może wciągnięcie gumki dałoby idealny efekt.
Też patrzyłam na te metalowe blokery i kiedyś się na nie skuszę.
Wszystkie pary skradły moje serduszko! Wszystkie są śliczne. :) Pozdrawiam Pchła K
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam :)
UsuńSuper skarpety! Na szczęście 'skarpetkozy' się nie leczy! Dziękuję serdecznie za garść pomysłów i praktycznych odkryć :) Będę wyglądać kolejnych. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuń