poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wakacyjne pamiątki...

... w tym roku są tematyczne. Odkryłam, że właśnie włóczki dadzą mi najwięcej radości...

Zaczęło się od świętowania 20 - letniego partnerstwa między Przemyślem a Paderborn (Niemcy). Jubileusz ten, obchodzony równolegle ze świętem Libori (nazwa przyjęta od patrona miasta St. Liboriusa) na przełomie lipca i sierpnia, stał się okazją do wyjazdu Przemyskiej Orkiestry Kameralnej (w której gram) na dwa koncerty do Paderborn. Zarówno święto jak i partnerstwo obchodzono hucznie. Rynek miejski mienił się dźwiękami różnorodnych zespołów (w tym naszego), ruchem zespołów tanecznych oraz kolorami straganów, co w całości tworzyło niepowtarzalną atmosferę...

To właśnie niewinny spacer poprzez stragany i sklepiki wywołał we mnie żądzę kupienia pamiątek... a jak...

Z wyrazem błogości na twarzy weszłam do jednej z pasmanterii i wdałam się w anglojęzyczną dyskusję ze sprzedawczynią, która była tak miła, że oprócz kupionej włóczki wręczyła mi wzór na mitenki, które właśnie powstają, ale nie ma jeszcze czego pokazać. Wszystko zapakowała do ekologicznej, papierowej torby.




Zachwyt nad równie piękną co drogą włóczką pchnął mnie dnia następnego po kolejny motek innej włóczki, tym razem pochodzącej ze straganu, na którym pani sprzedająca dziergała prześliczne skarpetki. Niewiele sobie owa pani robiła z ekologii, bo mój nowy nabytek zapakowała do zwykłej reklamówki. Wzoru też mi nie dała, ale poza tym była bardzo miła. A oto włóczka - wełniany precelek:




W drodze powrotnej do hotelu zupełnie przypadkiem (podążając za koleżanką do księgarni typu Empik) zachwyciłam się niemieckojęzyczną książką o dzierganiu czapek - zwierząt. A że nie można przesadzać z wydawaniem pieniędzy, to książki tej nie kupiłam... 

Czyn ten jednak nie dawał mi spokoju przez cały wieczór i cały następny dzień. Wtedy zrozumiałam, że muszę tę książkę kupić choćbym musiała się języka niemieckiego nauczyć, żeby którąś z tych czapek wykonać :) Zdecydowałam, poszłam do sklepu, kupiłam, w dalszym ciągu rozumiem tylko obrazki...




Po powrocie do kraju wybrałam się na dalszy urlop po różnych zakątkach Polski. Wszechobecność różnorodnych włóczek na polskim rynku zahamowała lekko mą żadzę zakupów wełny i sprawiła, że ograniczyłam się do bajeranckich guzików na ubranka dziecięce.




I to by było na tyle. Wakacje się kończą, ale będą do mnie wracać, gdy tylko spojrzę na jakąś dziergawkę wykonaną z którejś z pamiątek.