... kominem i komin, który stał się spódnicą, to efekt moich przeróbek dziewiarskich z ostatnich dni.
W slangu rękodzielniczek od jakiegoś czasu funkcjonuje słówko, które niewiele znaczy dla osób postronnych, ale dla nas dziewiarek brzmi jednoznacznie. Mowa tu o UFOku. Słówko to niesie w sobie cały ładunek emocjonalny zmagań, rozczarowania, znudzenia itp. UFOk to rzecz nieudana, czasem w ogóle nieskończona i raczej nadająca się do dalszych przeróbek, do których autorka UFOka najczęściej nie ma już serca. UFOk leży więc w szafie lub w pudle i czeka... aż dziewiarka "złapie dystans" i świadomość prucia przestanie ją boleć. Wtedy dokańcza dzieła lub dokonuje destrukcji, a z uwolnionej włóczki powstają inne piękne rzeczy... lub kolejny UFOk.
Jestem normalną dziewiarką i mam na stanie kilka UFOków. W tym tygodniu poczułam impuls, by ten stan zmienić.
Jako pierwsze na warsztat poszło wiosenne poncho w kolorze ciemnym różowym. Fason poncho oparty był na długim prostokącie, zszytym bocznymi krawędziami na odpowiednią długość.
Ten model powinnam była wydziergać z bawełny, najlepiej w innym rozmiarze i generalnie innym ściegiem (np. dżersejem z jakimś jednym pasmem ażuru). Cały problem polegał na tym, że w gruncie rzeczy całość była ładna, ale nie pasowała do mnie. Pomijając przymierzanie, to nie założyłam tej narzutki ani razu. W ciągu półtora roku podjęłam się kilku prób ratowania tej dziergawki. Usunęłam ściągacz, rozprułam szew, doszyłam guziki, ale wciąż nie miałam przekonania co do efektu... aż nagle wpadł mi do głowy pomysł, by połączyć ze sobą oba końce, ale nie tak po prostu lecz poprzez marszczenie. Zmniejszyłam liczbę oczek o pół i przerobiłam kilkanaście rzędów ściegiem francuskim. Z drugiej strony zrobiłam podobnie, a na końcu połączyłam brzegi szwem dziewiarskim. Tak powstał komin - zawijas.
Przyznam szczerze, że taki przymarszczony fason super się układa na szyi. Można go nosić na dowolnej stronie. Myślę, że to była dobra zmiana.
Trochę inaczej miała się sprawa z kominem, którego tak naprawdę nie nazwałabym UFOkiem, ale że coś mi w nim nie pasowało i od paru miesięcy nosiłam się z zamiarem przerobienia go w spódnicę, to biedak siłą rzeczy tym UFOkiem się stał. Problemem w tym przypadku był zbyt szeroki obwód, jednakowy na całej długości.
Oczywiście można sobie z tym problemem poradzić, nie zwracając na niego uwagi. Naciągać komin na ramiona i cieszyć się fikuśnym dekoltem...
... No chyba że ktoś tak jak ja nie lubi marznącego karku i woli mieć w tym miejscu zwężenie.
Była też druga opcja, mianowicie przeróbka w spódnicę. I tak właśnie się stało. Dobrałam odpowiednią liczbę oczek z brzegu i przerobiłam kilka okrążeń ściągacza. Teraz komin może pełnić rolę spódnicy, zwłaszcza jak wciągnę w brzeg gumkę. A jak mi się odwidzi, to spódnica może ponownie pełnić funkcję komina, tylko z bardziej zwartym jednym brzegiem.
I tak oto niewielkim nakładem pracy i czasu dwa UFOki zmieniły się w rzeczy noszalne, z czego się bardzo cieszę.
Ten model powinnam była wydziergać z bawełny, najlepiej w innym rozmiarze i generalnie innym ściegiem (np. dżersejem z jakimś jednym pasmem ażuru). Cały problem polegał na tym, że w gruncie rzeczy całość była ładna, ale nie pasowała do mnie. Pomijając przymierzanie, to nie założyłam tej narzutki ani razu. W ciągu półtora roku podjęłam się kilku prób ratowania tej dziergawki. Usunęłam ściągacz, rozprułam szew, doszyłam guziki, ale wciąż nie miałam przekonania co do efektu... aż nagle wpadł mi do głowy pomysł, by połączyć ze sobą oba końce, ale nie tak po prostu lecz poprzez marszczenie. Zmniejszyłam liczbę oczek o pół i przerobiłam kilkanaście rzędów ściegiem francuskim. Z drugiej strony zrobiłam podobnie, a na końcu połączyłam brzegi szwem dziewiarskim. Tak powstał komin - zawijas.
Trochę inaczej miała się sprawa z kominem, którego tak naprawdę nie nazwałabym UFOkiem, ale że coś mi w nim nie pasowało i od paru miesięcy nosiłam się z zamiarem przerobienia go w spódnicę, to biedak siłą rzeczy tym UFOkiem się stał. Problemem w tym przypadku był zbyt szeroki obwód, jednakowy na całej długości.
Oczywiście można sobie z tym problemem poradzić, nie zwracając na niego uwagi. Naciągać komin na ramiona i cieszyć się fikuśnym dekoltem...
... No chyba że ktoś tak jak ja nie lubi marznącego karku i woli mieć w tym miejscu zwężenie.
Była też druga opcja, mianowicie przeróbka w spódnicę. I tak właśnie się stało. Dobrałam odpowiednią liczbę oczek z brzegu i przerobiłam kilka okrążeń ściągacza. Teraz komin może pełnić rolę spódnicy, zwłaszcza jak wciągnę w brzeg gumkę. A jak mi się odwidzi, to spódnica może ponownie pełnić funkcję komina, tylko z bardziej zwartym jednym brzegiem.
I tak oto niewielkim nakładem pracy i czasu dwa UFOki zmieniły się w rzeczy noszalne, z czego się bardzo cieszę.