... jest formą, w której idealnie sprawdzi się wełniana włóczka.
Bardzo lubię wełnę. Nie tylko dlatego, że jest włóknem naturalnym, ale również dlatego, że się nie elektryzuje. Jednak z drugiej strony wełna ma tendencję do filcowania, dlatego nie w każdej dzianinie będzie praktyczna. Swetroponcza są o tyle fajne, że nie przylegają do ciała pod pachami (czyli tam, gdzie zwykle jest najgoręcej), więc problem filcowania odpada.
Luźna forma okrycia jest świetną alternatywą dla dużych chust, czy narzutek. Ot, takie półponczo z otworami na ręce. Super sprawa, dla mnie - ideał do pracy, ideał na zimne wieczory gdziekolwiek.
Wszystko zaczęło się parę dni temu, gdy zobaczyłam jedną z moich koleżanek w podobnym, kupnym, ponczu. Od razu zdjęłam wymiary (kto by pomyślał, że to są zwykłe dwa prostokąty, zszyte w odpowiedni sposób) i bez zbytnich kombinacji wydziergałam wersję dla siebie (prostota wykonania + gruba włóczka = ok. 4 godz. pracy).
Mój pionierski model jest niestety zszywany, co mnie strasznie denerwuje. I nie dlatego, że nie umiem dobrze zszyć części dzianiny, bo umiem. Tutaj chyba chodzi o to, że lubię gdy dzianina wygląda dobrze zarówno na prawej jak i na lewej stronie. Dlatego kolejne wersje (a będą i to niejedna) będą już robione bezszwowo, lub raczej z użyciem szwu dziewiarskiego, który imituje dzianinę i jest kompletnie niewidoczny.
Włóczka ANDES Drops (400 g),
druty 8 mm