...ponownie zawitał na moich drutach.
Bardzo lubię nosić swetry. Jestem zmarzluchem i w sezonie jesienno-zimowym nie wyobrażam sobie chodzenia bez nich. Dlatego mam ich kilka w szafie i co sezon wykonuję kolejne. Tym razem wybrałam włóczkę czarną, choć posiada ona w sobie jasne włoski, przez co jest bardziej grafitowa niż czarna. Narzuciłam ją na druty i po kilku dniach uzyskałam kolejny model wzoru sprzed dwóch lat: Let it looze!!!
Tym razem nie robiłam próbki. Dziergałam w ciemno według opisu i niestety wyszedł mi rozmiar mniejszy od oczekiwanego. Wychodzi na to, że przerabiałam oczka ciaśniej niż w oryginale. Kolejny raz potwierdziła się teoria, że próbki są ważne, a po ich wykonaniu równie ważne jest utrzymywanie podobnego naprężenia włóczki we właściwej robótce.
Postanowiłam nic nie pruć, tylko zostawić tak jak jest. Dodałam tylko kilka okrążeń ściągacza na dole tułowia i w rękawach.
Sweter jest dopasowany w rękawach i luźny w tułowiu, ale ja lubię taki luz pod pachą, ponieważ nie ma wtedy ryzyka, że coś się sfilcuje. Taki fason ma jednak pewną wadę: ciężko go sfotografować, gdyż najlepiej prezentuje się niestety w ruchu. Po kilku próbach wykonania zdjęć z samowyzwalaczem poddałam się i żeby nie zwlekać dłużej z dodawaniem postów na blog, zamieszczam to co mam. Jeśli jesteście ciekawi innych odsłon tego fasonu to zapraszam do obejrzenia zdjęć chociażby TUTAJ - klik.